DZIEKI WSZYSTKIM ZA SLOWA OTUCHY I ZAINTERESOWANIE LOSEM NASZYCH DZIECI

DZIEKI WSZYSTKIM ZA SLOWA OTUCHY I ZAINTERESOWANIE LOSEM NASZYCH DZIECI

środa, 15 grudnia 2010

powolne oswajanie rzeczywistosci...


wiemy ,ze bardzo dlugo sie nie odzywalismy!po pierwsze jak mozna sie domyslic czas bardzo sie ostatnio dla nas skurczyl;-) po drugie,nie przywiazywalismy wagi do bloga,uwazajac po prostu,ze nikt juz tu nie zaglada.co prawda mielismy zamiar wpisywac co jakis czas nowiny z zycia zuzi,ale w zamierzeniu mial to byc rodzaj pamietnika na przyszlosc.coz,okazuje sie jednak,ze nadal niektorzy tu zagladaja ciekawi co tam u naszej pociechy.bardzo nam milo z tego powodu.obiecujemy zatem uaktualnic wpisy raz na jakis czas.na pewno jednak nie bedzie to juz tak czesto jak dotychczas:-)
   jak juz wspominalismy powoli przyzwyczailismy sie do nowej sytuacji.do tego,ze teraz jest juz nas trojka w domu.anita praktycznie caly dzien(oraz noce)poswieca malej.wiadomo,jest co robic.nocki przesypia juz praktycznie cale,nie dajac powodow do niewyspania.trzeba tylko co jakis zcas wstac i ja nakarmic.na poczatku robilismy to dokladnie co 3 godz. jednak ostatnimi czasy mala troche zmienila przyzwyczajenia i sama coraz czesciej decyduje kiedy chce jesc.raz co dwie,a raz co cztery godziny.dzis bylismy w szpitalu na konsultacji pulmonologicznej.na razie z pluckamu wszystko ok.lekarka nie zauwazyla zadnych niepokojacych symptomow.w miedzyczasie zuzia przeszla kilka szczepien i innych konsultacji.u neurochirurga tez wszystko ok.bylismy u chirurga.podstawowa rzecza bylo obejzenie przepukliny i umowienie sie na kwiecien na zabieg,gdzie mamy nadzieje pozbyc sie tego problemu. niepokojace informacje uslyszelismy tylko na badaniu okulistycznym.lekarka dopatrzyla sie pewnych nieprawidlowosci w budowie oczek(nie bede zaglebial sie w szczegoly).konsekwencje moga  byc bardzo powazne,choc na razie nie kazala sie martwic.za wczesnie by dokladnie orzec co bedzie dalej.na styczen mamy umowiona kolejna wizyte po ktorej byc moze bedzie wiadomo cos wiecej. jesli chodzi o retinopatie,ktorej nabawila sie zuzia i zabieg laserow,to tutaj wszystko przebiega w miare ok.
    od jakiegos czasu nasilily sie zdecydowanie okresy,kiedy mala poplakuje,lub wrecz zanosi sie placzem.znajomy lekarz,ktory byl ja u nas obejzec stwierdzil,ze to prawdopodobnie kolki.czyli zadna rewelacja.jednak kiedy sie to zaczelo,bylo dla nas zmartwieniem.teraz troche sie przyzwyczailismy:-)
bedac dzis w szpitalu udalo nam sie zwazyc zuzie.jej obecna waga to 3270 gram. powoli,powoli pnie sie dziecina do gory:-)  meczace staja sie podroze do poznania,gdyz tam mamy wiekszosc konsultacji.najbardziej oczywiscie dla malej.moze sama podroz jest w miare ok,jednak gdy wrocimy juz do turku to reszta dnia jes czesto istnym utrapieniem.zuzia nie chce za bardzo spac i duzo placze.styczen pod tym wzgledem wyglada niezbyt obiecujaco. juz teraz mamy zaplanowane przynajmniej 5-6 wizyt:-( ale coz,jakos bedziemy musieli dac rade.
   gdy znow dostane natchnienia to nasmole kolejnych pare slow.pozdrawiamy wszystkich czytajacych.szczegolnie mamy innych wczesniakow,ktore razem z nami lezaly w poznaniu: patrycje i dorote:-)narka
ps. w prezencie oczywiscie najnowsza porcja zdjec.

                                                      ACH,JAK JA SIE LUBIE KAPAC!

piątek, 19 listopada 2010

nie ma jak w domu

no,wszyscy wpadlismy juz w miare w rytm zycia domowego.karmienie,mycie,pranie i spanie.karmienie,mycie... .naprawde idzie sie przyzwyczaic:-) dzis odwiedzilismy przychodnie aby zrobic pierwsze szczepienia.jedno doustne,pozostale dwa to juz naklucia po jednym w kazde udo.trzeba przyznac,ze nasza gwiazdeczka zniosla to dzielnie.maly placz podczas samego naklucia i po sprawie.w porownaniu z dzieciaszkiem,ktory byl przed nia to po prostu pestka:-) tak sobie myslimy,ze pewnie to za sprawa tego co przeszla do tej pory.tyle nakluc,co one juz przezyla to pewnie niejeden dorosly w calym zyciu nie przeszedl;-). od nastepnego tygodnia zaczynamy wizyty kontrolne u najrozniejszych specjalistow.na poczatek ortopeda i badanie stawow biodrowych.to na szczescie w turku,ale wiele innych(okulista,sluch,pulmonolog,neurolog,neurochirurg i wiele innych) to najczesciej wyjazdy do poznania.ale co zrobic. dzis po raz pierwszy odwiedzil nas takze rehabilitant,ktory bedzie sie zajmowal zuzia.po malych masazach i innych technikach rozluzniajacych stwierdzil,ze niewielkie napiecia miesniowe sa,ale ogolnie wyglada to calkiem niezle.szczegolnie biorac pod uwage dotychczasowe przejscia zuzi.nasza malutka jest chyba w czepku urodzona!
  na koniec nowe zdjecie.standardowa procedura odbijania po posilku;-)))

sobota, 13 listopada 2010

powoli wszyscy przyzwyczajamy sie do pobytu w domu.nocki w miare przespane.zuzia staje sie coraz silniejsza,co demonstruje ponizszy film.

czwartek, 11 listopada 2010

HURAAA!!!

NARESZCIE NASTAPIL TEN MOMENT.PO 105 DNIACH OD NARODZIN NASZA KOCHANA CORECZKA MOGLA WROCIC DO DOMU.ZE SZPITALA ODEBRALISMY JA RAZEM ZE WZRUSZONA BABCIA WE WTOREK.PIERWSZY HAUST SWIEZEGO POWIETRZA I PIERWSZE WRAZENIA Z POZNAWANIA SWIATA NA ZEWNATRZ.PODROZ DO TURKU MINELA BARDZO SPOKOJNIE.PO DRODZE JEDZONKO(ZUZIA BUTLA A MY STANDARDOWO HOT DOGI NA ORLENIE.AH,ILEZ ICH SIE ZJADLO PODACZAS TYCH 3,5 MIESIACACH DOJAZDOW DO POZNANIA:-) I OBOWIAZKOWO ZMIANA PIELUSZKI.BARDZO WZRUSZAJACA TO BYLA CHWILA,GDY NASZA CORECZKA PIERWSZY RAZ WYLADOWALA W SWOIM LOZECZKU.PIERWSZY DZIEN I NOCKA TO AKLIMATYZACJA DLA WSZYSTKICH.NOCKA NIEPRZESPANA ZA BARDZO,BO PO PRZESPANYM DNIU MALA BYLA BARDZO AKTYWNA.DO TEGO RODZICIELSKI STRACH I OBAWY PRZY KAZDYM NAJMNIEJSZYM RUCHU I ODGLOSIE.ZA TO DRUGA NOCKA PRZESPANA PRZEZ WSZYSTKICH BARDZO SPOKOJNIE.OCZYWISCIE,POZA OBOWIAZKOWYMI KARMIENIAMI.NA RAZIE TO TYLE GORACYCH WRAZEN.DOLACZAMY ZDJECIA ZROBIONE JUZ W DOMKU:-)




ZUZIA W SWOIM LOZECZKU

Dodaj napis

poniedziałek, 8 listopada 2010

czwartek, 4 listopada 2010

100dniówka

doba 100

 Z Zuzia wszystko ok. Nadal uczy się pic smokiem. Mały postęp jest, ale efekty jeszcze niezadowalające. Dziś Zuzia była szczepiona synagisem, co będzie kontynuowane przez kolejne 4 miesiące.

czwartek, 28 października 2010

3 miesiące doba 93

dziś Zuzia skończyła 3 miesiące, choć jeszcze przez tydzień nie powinna się urodzić. konsultacja kardiologiczna wykazała, ze z serduszkiem wszystko ok. okazało się jednak że ma zapalenie oczu i pleśniawki w buzi, przez co słabo pije smokiem. ostatnio tez przezywamy niemały stres, gdyż ordynatorka zasugerowała przeniesienie Zuzi do szpitala w Koninie. mam nadzieje, że do tego nie dojdzie, a jak będą nas mieli wypisywać to wyłącznie do domu. Zuzia waży 2400g.

czwartek, 21 października 2010

doba 86

wczoraj Zuzia miała znowu badane oczka. z prawym jest ok, ale w lewym są ciągle zmiany, wiec do obserwacji. Rozpoznano również dysplazje oskrzelowo-płucną, co oznacza, ze każda drobna infekcja będzie dla niej bardzo poważna, a w przyszłości grozi jej m.in. astma, wiec teraz trzeba będzie ograniczać wszelkie alergeny. Dziś badanie usg główki potwierdziło, ze wodogłowia nie ma, a Zuzia ma duże szanse na prawidłowy rozwój. Butla ciągle kiepsko.

poniedziałek, 18 października 2010

doby 77-84 wtorek-poniedzialek

nasza mala-duza coreczka wazy juz ponad 2100 gram.jest to juz waga,ktora teoretycznir uprawnia ja do opuszczenia szpitala.niestety warunkow jest wiecej.najwazniejsze teraz wydaje sie to,zeby nauczyla sie sprawnie pic z butelki.niestety caly zcas idzie jej to opornie.anita probuje ja kazdego dnia przyuczac,wykonuje nawet specjalnie cwiczenia,wkladajac palec do ust zuzi i w ten sposob pobudzac ja do ssania.efekty na razie marne.mamy jednak nadzieje,ze juz niebawem nadejdzie ten dzien,kiedy mala sie przelamie i zacznie w koncu ciagnac mleko jak nalezy:-) nie same jednak porazki sie zdarzaja.2 czy 3 razy udalo jej sie wypic po 20 ml mleka na raz.a to juz cos.pewnie nauka szla by sparwniej w ostatnich dniach,ale w piatek tak jak to bylo zaplanowane zuzia miala zabieg wyciagniecia komory.na sxzczescie wszystko przebieglo sprawnie i bez wiekszych problemow.jedynie po powrocie na oddzial byla troche obolala przez 2-3 dni.to bylo powodem,ze lekarze zadecydowali,aby nie przemeczac jej i nie karmic na razie z butelki.
    w niedziele wrocilismy do turku z anita,bo miala pare spraw do zalatwienia.jednak mama nie czuje sie tutaj dobrze wiedzac,ze mala lezy sama w szpitalu.takze juz w poniedzuialek popedzila z powrotem do coreczki!mamy nadzieje,ze paowrot nastapi niebawem,bo oboje zaczynamy juz coraz bardziej byc zmeczeni ta sytuacja.

poniedziałek, 11 października 2010

doba 76

poniedziałek

Dziś Zuzia miała badane oczka i wszystko się dobrze goi. Logopedka powierdziła, że Zuzia umie ssać, choć próby z butelką wychodzą kiepsko. Pokazała mi jednak jak mam z nią ćwiczyć, aby mogła być karmiona butelką bez problemów. Zabieg usunięcia komory ma wstępnie się odbyć w piątek. Wczoraj okazało się, że Zuzia ma przepuklinę pachwinową i czeka ją w przyszłości operacja. Poza tym waży 1940g.

środa, 6 października 2010

doba 71

środa

 Zuzia dobrze sobie radzi w łóżeczko. bardzo sporadycznie potrzebuje tlenu. Waży już 1840g. Na dniach ma ją zobaczyć logopedka i stwierdzić czy potrafi ssać, w końcu może zacznie być karmiona butlą a nie sondą. w poniedziałek okaże się, czy Zuzia będzie mieć usuniętą komorę z główki oraz jak goją się oczka.

 Zuzia w łóżeczku

środa, 29 września 2010

doba 64 sroda

wczesnie rano anita dotarla do szpitala i od razu oczywiscie udala sie by zobaczyc nasza kruszynke.i juz na samym poczataku fantastyczne wiadomosci-zuzia zmienila mieszkanko z malego,dusznego inkubatora na luksusowe,odkryte na swiat lozeczko:-) to kolejny krok w sstrone powrotu do domu.na tym jednak dobre wiadomosci dzis sie nie koncza.kolejna to fakt,ze miala dzis badane oczka i lekarz powiedzial anicie,ze proces gojenia przebiega prawidlowo.na tym etapie(czyli zaledwie tydzien po operacji)nie mozna jednak jeszcze definitywnie stwierdzic iz wszystko w 100% bedzie dobrze.ale zawsze cos. i ostatnia trzecia rzecz,to rozmowa anity z lekarka prowadzaca,ktora stwierdzila,ze komory mozgowe nie zmienily sie od poprzedniego badania co jest dobra wiadomoscia.zastanawiaja sie nawet nad celowoscia dalszego trzymania pecherza,ktory zalozyli malej podczas operacji. swiat od razu wydaje sie bardziej kolorowy,gdy slyszy sie same dobre nowiny.
   ostatnio zaczelismy nawet myslec o koniecznosci zakupow typu:wozek czy lozeczko.moze sie okazac szybciej niz myslelismy,iz beda one konieczne.poza tym dotychczas byl w nas jakis strach gdy o tym myslelismy.chyba cos sie w nas odblokowalo.mamy nadzieje,dalej tez wszystko sie potoczy tak,jak w ostatnich dniach...
ps. mala wazy juz cale 1600 gram. w piatek postaram sie zrobic jakies ladne fotki i zamiescic.teraz gdy nie beda juz przeszkadzac szyby inkubatora bedzie to duzo latwiejsze.kto wie,moze nawet uda sie zrobic zdjecie kruszynki na rekach?

doby 59-63 piatek-wtorek

nic specjalnego w te dni sie nie wydarzylo.zuzia polutku dochodzi do siebie.wiekszosc czasu spedzila bez podawania tlenu.w niedziele wieczorem razem z anita wrocilismy do turku.anita szczegolnie po to,by pozalatwiac kilka spraw.zostala az do srody rana.w tym czasie wiec zuzia lezala sobie w poznaniu sama(tzn. bez rodzicow,a w szczegolnosci mamy,ktora bardzo to przezywala).ze szpitalem kontaktowalismy sie telefonicznie.w te dni doszla do wagi ok. 1550 gram,a wiec calkiem niezle.duza zasluga tego jest fakt,ze dostawala juz po 30ml mleka co 3 godz.

czwartek, 23 września 2010

Doby 53 – 58


Sobota – czwartek

Przez weekend nic nowego się nie wydarzyło. W poniedziałek Zuzia miała badanie okulistyczne i okazało się, że pojawiła się retinopatia 3st – choroba u wcześniaków wywołana długotrwałą tlenoterapią. Okulista stwierdził, że konieczny jest zabieg, aby choroba nie postępowała. W środę odbyła się operacja – laseroterapia. W związku z tym, Zuzia na jeden dzień trafiła na odział opieki intensywnej. Miała pełną narkozę, więc była chwilowo na respiratorze. Dziś w nocy respirator już nie był potrzebny i wróciła na oddział opieki ciągłej. Przez cały dzień była trochę ospała, ale radziła sobie tak samo dobrze z oddychaniem jak przed zabiegiem. Ciągle jednak ma spadki saturacji i czasem zapomni ej się oddychać. Co do oczek, to czy zabieg pomógł okaże się dopiero za jakiś czas.

piątek, 17 września 2010

doby 51-52 czwartek-piatek

kolejne dni na nowym oddziale.na razie bez wiekszych zmian.zdazaja sie spadki saturacji i bezdechy,ale zuzia stara sie jak moze nauczyc samodzielnego oddychania.anita przyjechala wczoraj na 1 dzien do domu.dobre i to;-) dzis jednak oboje juz wrocilismy do poznania.ja pierwszy raz bylem owiedzic mala na nowym oddziale.duzo mniej sprzetu,duzo ciszej.pierwsze co sie rzuca w oczy w porownaniu z intensywna to brak respiratorow.tutaj juz wszytkie dzieci oddychaja same.pielegniarki maja tez chyba duzo mniej pracy.
   zuzia dostaje juz 24 ml mleka co 3 godz. odlaczyli jej tez kroplowke odzywcza,ktora do tej pory miala caly czas podlaczona. niestety anicie w ostatnich dniach zanikl troche pokarm.ma go naprawde niewiele.jedna z pilegniarek powiedziala,ze moze to byc wynik stresu,bo pokarm sam z siebie tak z dnia na dzien nie zanika.mamy nadzieje,ze niedlugo sytuacja sie unormuje.zuzia wazy juz ok. 1300 gram.
   ponizej najnowszy filmik z nowego oddzialu.mala robi sie coraz ruchliwsza:-)
   dzis minal miesiac od smierci jasia.odwiedzilismy go na cmentarzu i uprzatnelismy troche miejsce pochowku.szkoda,ze nie moze lezec obok sisostrzyczki...

panna zuzanna

środa, 15 września 2010

doby 47-50 niedziela-sroda

zuzia caly czas oddycha sama.zdazaja sie jej spadki saturacji oraz bezdechy,ale generalnie daje sobie niezle rade.caly czas nie mozna zdiagnozowac stanu jej oczek,poniewaz jak mowi lekarz sie tym zajmujacy sa " one jeszcze zbyt niedojzale". we wtorek zostal zrobiony kolejny krok w strone powrotu dziewczyn do domu.mala zostala przeniesiona z oddzialu intensywnej terapii na tzw. oddzial przejsciowy.dobry to znak,mowiacy o tym,ze zuzia jest coraz silniejsza. tylko anita ma pewne obawy,gdyz na tym oddziale opieka nie jest niestety juz tak dokladna.no,ale taka kolej rzeczy.po pierwszym nerwowym dniu,w drugim bylo juz troche lepiej.mama mogla zobaczyc jak tam wszystko wyglada i jest juz ciut spokojniejsza.

sobota, 11 września 2010

doba 46 sobota

to niesamowite,ale doslownie dzien  po samoczynnym odlaczeniu sie od respiratora i przejściu na "noski" okazalo sie,ze takze one nie sa na razie jej potrzebne.malo tego,nawet tlen wpuszczany do inkubatora jest zbedny.takze nasza gwiazdeczka oddychala dzis caly dzien sama i dawala sobie swietnie rade.mamy nadzieję, ze tak pozostanie. jakze inaczej wyglada teraz,gdy na jej malutkiej twarzyczce nie ma juz zadnych dziwnych rurek etc.no,poza sonda do karmienia,ktora ma poprowadzona do ust.coraz czesciej slychac jej cichutki placz,gdy oznajmia wszem i wobec,ze cos jej nie pasuje.na szczescie mama umie ja w takich sytuacjach uspokoic swoim kojacym dotykiem;-) na zakonczenie najnowsze zdjecie zuzi w calej okazlosci(moze za wyjątkiem plastra,ktory jeszcze pozostaje po zabiegu).


piątek, 10 września 2010

doby 44-45 czwartek-piatek

jak juz anita pisala zabieg przebiegl spokojnie.po powrocie mala byla jeszcze na uspieniu.pisalismy,ze lekarze maja zamiar zaczac odzwyczajac zuzie od respiratora.nie moglismy jednak przewidziec,ze trzeba bedzie to zrobic tak szbko!jakiez bylo zdziwienie anity,gdy po przyjsciu do malej dzis rano zobaczyla,ze nie jest juz do zaintubowana,i ma tylko tzw. noski,czyli rurki podciagniete pod nosek,z ktorych podawany jest tlen.od razu poszla do lekarzy,zeby zorientowac sie co jest tego przyczyna.okazalo sie,iz nasza mala spryciula nad ranem wyciagnela sobie caly sprzet respiracyjny.gdy okazalo sie,ze mimo tego wszystkie parametry pozostaly bez wiekszych zmian i zuzia niezle radzi sobie oddechowo zapadla decyzja o stalym odlaczeniu.heh,zaczyna byc niegrzeczna:-) jakies przeslanki tego,ze moze sie tak zdarzyc byly juz wczoraj,gdy zuzia zaczela pacowac nad rurkami,ktore najwidoczniej jej przeszkadzaly.anicie udalo sie to nawet zarejestrowac.



skutkiem ubocznym konca oddychania przez respirator jest takze fakt,ze anicie po raz pierwszy udalo sie uslyszec nasze kochane sloneczko.sylszala jak kicha,oraz oczywiscie jak placze:-) wczesnej bylo to niemozliwe przez rurke wprowadzona do tchawicy.
      dzisiaj zuzia miala takze po raz kolejny badane oczka przez okuliste.ten stwierdzil,ze sa jeszcze bardzo niedojrzale .poza tym zle zareagowala na krople wpuszczone do oczek.suma sumarum,okulista zadecydowal,ze trzeba bedzie zrobic kolejne badania za kilka dni.
   jeszcze dwa slowa a propos tego jak psalem,ze zuzia trzymala mnie ostatnio za palec.zey nie byc goloslownym dolaczam dowod:-)

środa, 8 września 2010

doby 40-43 niedziela-środa

u malej w miare spokojnie.bakterie odpowiedzialne za sepse spadly z 200 do 3,co oznacza,ze terapia dziala bardzo dobrze.obecny wynik jest juz w normie.dobrze sobie radzi z oddychaniem.jak juz wczesniej pisalismy,lekarze stwierdzili,ze mozna by zuzie zaczac juz odzwyczajac od respiratora.jednak na razie nie ma to sensu,gdyz juz dzisiaj o 15 czeka ja operacja na glowce i ponownie na jakis czas bedzie musiala oddychac przez respirator wlasnie.ale niebawem... operacja odbedzie sie w innym szpitalu,wiec czeka ja podroz i znieczulanie.mamy nadzieje,ze zniesie to dobrze.wczoraj miala przetoczone plytki,bo troche jej ostatnio spadly,a na operacje wszystko musi byc jak nalezy.
   z innych ciekawostek,to zuzia trzymala ostatnio szczesliwego tate za reke(a wlasciwie to za maly palec:-),nie wspominajac juz,ze pielegniarka pozwolila anicie wyjac ja na chwile z inkubatora i potrzymac na rece.alez to musialo byc przezycie dla dumnej mamy!
  jak pisalem dzis operacja.trzymamy kciuki za nasza coreczke!


Zuzia miała operację dopiero o 19ej, wiec się naczekaliśmy. Ma założoną tzw. komorę Rickhama, przez którą będzie miała odciągany płyn mózgowo-rdzeniowy. Podróż do innego szpitala i samą operację zniosła dobrze. Z narkozy się jeszcze nie wybudziła (minęły niecałe 3 godziny), ale stan jest stabilny. Gazometrię też ma bardzo dobrą. Przez całą dobę nie była karmiona. Mleczko dostanie dopiero jutro. Waży już 1145g.

sobota, 4 września 2010

wiercipieta...

doba 37-39

czwarek - sobota

Zuzia dostaje mleczko od piątku w minimalnych ilościach – znowu musi się przyzwyczajać do trawienia. Komory mózgowe znowu się powiększyły, więc pani neurochirurg zaleciła nakłucie przez ciemiączko. Spuszczono jakieś 8 ml płynu, którego wynik badania na szczęście jest w normie. Na wtorek umówiony jest zabieg na główkę, ale czy do niego dojdzie to już inna historia. Co do posocznicy, to jest trochę lepiej – leki działają. A dziś, tj sobota, Zuzia zyskała swój pierwszy kilogram – waży 1005g, czyli przytyła 325g od urodzenia.

środa, 1 września 2010

doba 34-36

Poniedziałek – środa

W poniedziałek okazało się, że u Zuzi wykryli zakażenie krwi, czyli posocznicę, inaczej sepsa. Prawdopodobnie bakterie gronkowca zalęgły się w centralnym wkłuciu w nóżce. Spadły jej płytki i musiała mieć przetaczane. Teraz jest trochę lepiej, ale zabieg na główkę musiał być przełożony ze środy może na piątek – zależy od wyników badań. Nie dostaje też mleczka, może od jutra. Główka szybko się powiększa, więc zabieg jest konieczny. Jedyny pozytyw – po niedzielnym wkłuciu zmniejszyły się komory mózgowe. Oddechowo mała radzi sobie co raz lepiej – parametry ma stopniowo zmniejszane.

niedziela, 29 sierpnia 2010

doba 31-33

piątek - niedziela

W piątek Zuzia miała nakłucie lędźwiowe. Pani doktor nabrała nadziei, że może uda się uniknąć zabiegu, a przynajmniej odłożyć go w czasie, gdyż udało się ściągnąć 2 ml płynu. Gdyby nie fakt, ze Zuzia się ruszyła, może udałoby się więcej.  Jednak dzisiaj, tj, w niedzielę, nie poszła ani kropla. w związku z tym, pani doktor postanowiła odbarczać płyn poprzez nakłucie bezpośrednio w komory mózgowe. Strasznie to brzmi, co nas z resztą przeraziło. Pani dr uznała, że nie ma na co czekać i trzeba działać, bo wszystko to odbije się na rozwoju mózgu. ściągnęła 13 ml. A co dalej z Zuzi głową, okaże się jutro, jak będę rozmawiać z lekarzem prowadzącym.

Jeśli chodzi o bardziej pozytywne wieści, to Zuzia zjada już 7ml mleczka co 3 godz. A mama nie wyrabia z produkcją. W piątek mama miała okazję po raz pierwszy w życiu zmienić Zuzi pieluchę. Ależ byłam dumna.

piątek, 27 sierpnia 2010

doby 29-30

środa i czwartek

kosultacja neurochirurgiczna na razie odlozona.lekarze zadecydowali,aby podjac jeszcze dwie proby wklucia,i w ten sposob pozbycia sie plynu z glowki zuzi.w srode byla pierwsza proba,jednak srednio udana.udalo sie pozbyc niewielka ilosc plynu.kolejna w piatek.jesli i ta nie przyniesie pozadanych rezultatow o dalszym postepowaniu zadecyduje neurochirurg(czyt. potrzebna bedzie ingerencja w glowke zuzi.a tego wolelibysmy uniknac).ewentualna operacja przewidziana poki co na sobote.wiazalby sie z tym przejazd malej do innego szpitala i ponowne znieczulanie.lekarze zaobserwowali takze poczatki dysplazji oskrzelowo-plucnej.to czesta przypadlosc wczesniakow(czy ogolnie noworodkow),ktora jest nastepstwem dlugotrwalego podawania tlenu.w tym wzgledzie jednak jest nadzieja.lekarka prowadzaca powiedziala anicie,ze mala coraz lepiej ardzi sobie z oddychaniem.byc moze bedzie nawet mozna zaczac odzwyczajac ja od respiratora.na razie jednak przed ewentualna operacja nie ma to sensu.dobrze by bylo,zeby jak najszybciej zaczela oddychac sama.ma to znaczenie takze dla oczu,ktore tez sa bardzo wrazliwe na dlugotrwale podawanie tlenu przez respirator.w poniedzialek zuzia ma miec pierwsze badanie oczkow.zobaczymy,czy wszystko jest w porzadku.
   jutro znow podroz do poznania.po 5 dniach ponownie bede mogl zobaczyc zuzie.pewnie znow sie zmienila.moze uda sie zrobic jakies nowe zdjecie.kiepsko tak-anita tam,ja tutaj.ale co zrobic.trzeba to jakos wytrzymac,czekajac na powrot dziewczyn do domu.ja mam u siebie jasia,ktorego moge odwiedzic tutaj na miejscu.pewnie wjade jutro,po drodze do poznania.

wtorek, 24 sierpnia 2010

doba 28

Wtorek

Nic się nie zmieniło od kilku dni, więc nic nie pisaliśmy. Nakłucie lędźwiowe już nie jest możliwe, ponieważ nie ma komunikacji między kręgosłupem a rdzeniem. jutro czeka Zuzię konsultacja z neurochirurgiem i prawdopodobnie będzie miała zabieg w piątek, ale to jeszcze nic pewnego. Z płuckami bez zmian, czyli nie gorzej. Dostaje już 3 ml mleka co 3 godz, więc z brzuszkiem i jelitami na razie jest dobrze. Dziś miała gorszą morfologię, w związku z tym dostała krew.

sobota, 21 sierpnia 2010

doby 24-25

piatek,sobota




 Płyn znowu wypełnił komory mózgowe. niestety jak na razie nie można go usunąć przez wkłucie w kręgosłupie, a przez to mózg nie ma miejsca żeby się rozwijać. w związku z tym w poniedziałek czeka Zuzie konsultacja z neurochirurgiem, a w konsekwencji pewnie kolejny zabieg chirurgiczny. z płuckami ok - powolutku się rozwijają. 

czwartek, 19 sierpnia 2010

doba 23

okazalo sie,ze zuzia trawi mleko ktore dostala.rowniez po podaniu mleka anity wszystko bylo w porzadku.bardzo cieszymy sie z tego powodu.na razie dostaje zaledwie 1 ml co 6 godz.dobre i to na poczatek!lekarze planuja jednak zwiekszyc czestotliwosc,do podawania dawek co 4 godz. jesli wszystko bedzie ok.musi byc.plyn na razie sie nie zbiera,wiec i tutaj pozytywne informacje.poza tym ebz wiekszych zmian.dzis po raz pierwszy moglem dotknac zuzi.poglaskac jej delikatne raczki i plecki.tak nieznaczne wydarzenie,a jednak bardzo wazne dla mnie.
jutro pogrzeb jasia.smutny i trudny dzien to dla nas bedzie.jednak trzeba to jakos przetrwac.po uroczystosciach wracamy do poznania,do malej,ktora z niecierpliwoscia bedzie pewnie czekac na mleko mamy.

środa, 18 sierpnia 2010

doba 22

duza czesc dnia poswiecilismy za zalatwianie spraw w turku.oczywiscie kilka trudnych rozmow z najblizszymi.caly czas ogromny bol,ale trzeba sie tzymac.po poludniu wrocilismy do poznania by od razu odwiedzic zuzie.po zabiegu spuszczania plynu na razie bez zmain.usg nie pokazalo niczego nadzwyczjnego ,na konkretne konkluzje przyjdzie jednak jeszcze poczekac.lekarze mowia,ze takich zabiegow moze byc wiecej,jesli tylko bedzie taka potrzeba.dowiedzielismy sie,ze dzis zuzia pierwszy rzaz zosala nakarmiona normalnym pokarmem.jesli da sobie rade i bedzie go przyswajac,to bedzie to kontynuowane.dzis bylo to mleko sztuczne,ale juz jutro dostanie mleko swojej mamy.w koncu jakis pozytyw w tym naplywie zlych informacji.szkoda tylko,ze byla odwrocona tylem do nas i przykryta pielucha.nie moglismy za bardzo na nia popatrzec.mam nadzieje,ze jutro sie to zmieni.

doba 21

wtorek
niestety,doszlo do tego,czego chyba kazdy rodzic w swoim zyciu chcialby uniknac.jasiowi nie udalo sie pokonac trudnosci i zmarl dzis w nocy.nie probuje nawet opisywac tego co przechodzimy i czujemy.chyba wszyscy moga sie domyslic.oprocz przezywania wydarzen dzien poswiecony na zalatwianie formalnosci zwiazanych ze smiercia naszego dziecka.jakis obled.
zuzia miala robiony zabieg i sciagany plyn mozgowo-rzeniowy,ktory zbieral sie w glowce.na razie trzeba czekac na efekty.poza tym nie najgorzej u niej.parametry do przyjecia.

poniedziałek, 16 sierpnia 2010

doba 20

Poniedziałek
Same złe wiadomości. U Jasia pogorszenie stanu. Powikłaniem pooperacyjnym jest niedodma płuca lewego – w ogóle nie działa, a prawe się nie wyrabia, żeby zapanować nad wszystkim. Zbiera mu się płyn w opłucnej, co uciska lewe płuco. Respirator wspomagany jest dodatkowym- oscylacyjnym. Wyniki ma bardzo słabe. Jest cały napuchnięty i sinawy. A do tego bardzo wysokie ciśnienie. W główce – stan po wylewie III – wiec tam się nie pogorszyło.
U Zuzi trochę lepiej jeśli chodzi o parametry oddychania – niższe. Niestety w główce źle się dzieje. Komory mózgowe poszerzone przez wylewy zaczynają gromadzić płyn mózgowo-rdzeniowy, co oznacza początek wodogłowia. W najbliższym czasie będzie miała robione wkłucie w kręgosłup, które ma za zadanie odprowadzić nadmiar tego płynu. A jak to nie pomoże to czeka ją zastawka w mózgu.
Z każdym dniem coraz trudniej. Ile złych wiadomości jesteśmy jeszcze w stanie przyjąć?

sobota, 14 sierpnia 2010

doba 18 i 19

Sobota i niedziela

Dziś bez większych zmian. Stan ciężki. Oboje mają bardzo chore płuca, z powodu ich niedojrzałości. szczególnie Jasiu - jego respirator ma poustawiane najwyższe parametry, u Zuzi trochę lepiej, choć też wyniki gazometrii nie są zadowalające. operacja bardzo obciążyła ich kruche organizmy. Wciąż pozostaje czekanie i nadzieja, że jutro będzie lepiej.

doby 16 i 17

czwartek

Ciężki dzień. Najpierw oczekiwanie, czy operacje się odbędą, później czekanie, kiedy się wszystko zacznie. W końcu wyjazd Jasia na salę operacyjną – 45 min czekania. Następnie Zuzia – 1,5 godz czekania. Wieczność. Botalle zamknięta, u Zuzi dodatkowo centralne wkłucie. Teraz oczekiwanie przez kolejne doby jak dzieciaczki zniosły to ogromne obciążenie zabiegiem i narkozą, i jak to wszystko wpłynie na ich dalsze zdrowie.
Martwi mnie prawa nóżka Jasia, która po centralnym wkłucia, lekko zsiniała i obrzmiała. Jednak takie wkłucia to w ich przypadku jedyny sposób, żeby podawać im lekarstwa i żywienie.


piatek

Dzień po zabiegu wydawał się być spokojny. Lekarze powiedzieli, ze stan jest ciężki, ale w miarę stabilny. Dzieciaczki były bardzo obciążone, obecnie są na morfinie. Jednak u Jasia pogorszyła się gazometria popołudniu (za dużo CO2 we krwi) i lekarze musieli interweniować (widok niewskazany dla rodzica), po pół godzinie trochę się polepszyło. Konsekwencją tego, co dziś działo się z Jasiem mogą być kolejne wylewy w mózgu. Mam nadzieje, ze do tego nie dojdzie.

czwartek, 12 sierpnia 2010

doba 15

Po badaniu przewody nie zamknęły się, więc jutro operacja na obu serduszkach. Stan Jasia ustabilizował się, mniej ma dawek, właściwie to wcale. Jak to lekarz ujął – nasycił się lekami. Bakterii mniej. U Zuzi wciąż drgawki, szczególnie jak coś się przy niej robi, ale prawdopodobnie od zaburzonej gospodarki elektrolitowej (?) na szczęście w płuckach nic nowego się nie pojawiło.

wtorek, 10 sierpnia 2010

ZYCIE PO ZYCIU

tutaj przerwe moja opowiesc,zeby jak obiecalem zamiescic wersje anity.tez chciala dac upust emocjom i przelala co nieco na papier.czesc faktow bedzie sie pokrywac z moja opowiescia,a dalsza czesc,od momentu pobytu maluchow w szpitalu w poznaniu to juz niejako dziennik,ktory bedziemy na biezaco prowadzic. postaramy sie pisac jak wyglada walka naszych dzieci i nasza o ich jak najwczesniejszy powrot do domu.caly czas jestesmy dobrej mysli!:-)

Godzina 3:00 – badanie ginekologiczne potwierdziło to, czego nie dopuszczaliśmy w najgorszym scenariuszu – pełne rozwarcie, zaczął się poród, nie da się nic zrobić, żeby jeszcze coś zatrzymać – to były pierwsze słowa, które usłyszeliśmy od lekarza. Słowa, które wprawiły w nas w taki szok, że mieliśmy wrażenie, że nie dzieje się to naprawdę. Jednak gorsze usłyszeliśmy po kilku sekundach – tak wczesny tydzień, niestety nie da się uratować, nic z tego nie będzie. To ścięło nas z nóg. Jakiś koszmar. Jadąc na salę porodową nie wiedzieliśmy czego oczekiwać, co się wydarzy. Czy będę rodzić naturalnie, czy urodzę żywe dzieci, czy zrobią mi jakiś zabieg. O co chodzie? Ból porodowy, załamanie, szok, zagubienie, bezradność, złość – właściwie to co czułam wtedy trudno opisać – ból, żal i pretensje do siebie i całego świata, jak mogłam do tego dopuścić, jak mogłam nie zdawać sobie sprawy że poród trwa już od kilku godzin, jak mogłam nie rozpoznać bólów porodowych. A najgorsze, ze ja sama w okropnym miejscu, a Maciek gdzieś na korytarzu.

W końcu zaczęło się. Położna każe przeć, ale jak. Nikt mi wcześniej nie powiedział kiedy co. Na filmach wygląda to inaczej. Do szkoły rodzenia miałam się wybrać niebawem, zresztą i tak planowana była cesarka. A tu – dosyć że nie byłam przygotowana na to co się dzieje w tym momencie, czułam ogromny ból wywołany faktem, ze moje upragnione maleństwa nie mają szans, a już na pewno w miejscu, w którym się rodzą, słyszę komendy od personelu szpitalnego, których nie rozumiem. Czego oni ode mnie chcą. Przeżywam najgorsze chwile w moim życiu – które miały być najwspanialszymi – a tu obcy ludzie krzyczą na mnie, nie rozumieją co przeżywam. Tak przynajmniej mi się wtedy zdawało.

Godzina 4.25 na świecie pojawia się pierwszy bliźniak. Wszyscy zrobili wielkie oczy, bo chyba nigdy wcześniej nie widzieli takiego maleństwa. Ja z przerażeniem podnosłam głowę, żeby sprawdzić, czy żyje. Odetchnęłam na chwilę z ulgą – usłyszałam ciche kwiknięcie. Nie zdążyłam dokładnie go obejrzeć i zabrali mojego synka na oddział noworodków. Minęło kilka minut i nic. Żadnego skurczu. Wieczność. Jednak 10 min później do brata dołączyła siostra. Położyli mi ją na brzuchu i usłyszałam cichutki odgłos. Pojawiła się nadzieja, że może jednak to jeszcze nie koniec.

Na porodówce leżałam jeszcze przez kilka godzin. Na szczęście zrobili wyjątek i Maciek mógł być przy mnie. Oboje czuliśmy ogromny  ból. Nie tak to miało być. Co teraz będzie. Tyle czekania na te dwie kreseczki, pierwsze usg i każde następne, tyle planów…

Leżąc sama na oddziale ginekologicznym, obwiniałam siebie, zalewając się łzami. Przyszła do mnie pięlegniarka z pytaniem, czy chce ochrzcić dzieci. Zgodziłam się, bo nie wiedziałam co je czeka. Spytała o imiona. Ja całą ciąże myślałam i nic mi się nie podobała, jednak Mackowi podobał się Zuzia i Janek, więc takie podałam. Po kilku godzinach razem z Maćkiem poszliśmy na od.noworodków do wydzielonego pomieszczenia dla wcześniaków. Jak zobaczyłam nasze kruszynki, łzy same napłynęły do oczu. Takie maleństwa. Moja Zuzia i Jasiu. Serce bolało strasznie. Po rozmowie z ordynatorem – wspaniałym człowiekiem(maciek- dr EUSTATHIOU jesli sie nie myle.mysle,ze bedzie jeszcze okazja napisac o nim kilka cieplych slow) – zdaliśmy sobie sprawę jake szanse na przeżycie mają nasze dzieci. Jednak pan ordynator dał im wspaniała szansę – zorganizował 2 specjalistyczne karetki, które zabrały nasze wcześniaki do kliniki neonatologii do Poznania. Pomimo okropnych statystyk nadzieja w nas była cały czas. Nie mogłam się doczekać kiedy wyjde ze szpitala i pojade do moic maluszków. Co nastąpiło 2 dni później.


Doba 2 – Poznań

Dzieciaczki zostały przewiezione i podłączone do milionów rurek. Po rozmowie telefonicznej dowiedzieliśmy się jedynie, ze stan dzieci jak krytyczny. Organy wewnętrzne nie wykształcone. Nawet nie rokują jakie mają szanse na przeżycie. Ból, niepewność, strach przed kolejnym dniem…

Doba 3

Stan się pogorszył. Niewykształcone płuca dają o sobie znać. Respiratory oddychają za maluszki. Do tego żółtaczka mechaniczna. Przewód Botalla między komorami serduszka nie zamknął się jeszcze, co komplikuje rozwój i dalsze leczenia.

Doba 4

Coraz gorsze wiadomości – wylewy do komór mózgu II stopnia. Nadzieja – II stopnia wchłaniają się całkowicie.

Doba 5

Stan stabilny. Bez większych zmian. Poza anemia-oboje muszą mieć przetoczoną krew.

Doba 6

Pogorszenie stanu Jasia. Podejrzenie wylewu III stopnia. Załamanie. Zwiększone drgawki u Jasia, u Zuzi mniej widoczne. Prawdopodobnie skutek wylewów. Botal nie zamknięty, więc lekarze przebąkują coś o operacji na serduszku.

Doba 10

Lekarze coraz bardziej nas załamują. Wiemy już, że przewody same się nie zamkną, a operacja Zuzi i Jasia przewidziana jest na wtorek. Wyniki wciąż słabe, więc znowu kolejne transfuzje. Ile te kruchutkie ciałka muszą wycierpieć.

Doba 11,12

Stan stabilny, ciężki, wyniki słabe. Bakterie gronkowca w płucach. Kolejne antybiotyki dodane.

Doba 13

Dzień, którego oczekiwałam z niepewnością – usg główki Jasia i Zuzi, które miało potwierdzić najgorsze – powiększone wylewy do mózgu. Po badaniu dzieciaczków poszłam do lekarzy prowadzących, żeby dowiedzieć się coś więcej. Zaznaczę tylko, że było to jeszcze przed usg. Zuzia – stan ciężki, płuca chore, podejrzenie wylewu III stopnia. Zwiększone drgawki, co może być konsekwencją wylewu, wyniki ogólnie nie takie tragiczne , ale płytki dość niskie. Jaś – stan krytyczny, właściwie dali mi do zrozumienia, że szanse na przeżycie prawie żadne, Podejrzenie wylewu IV stopnia, bardzo niski poziom płytek krwi wzmożone drgawki i napięcie całego ciała. Telefon do Macka i płacz. Znowu załamanie. Ciągle złe wiadomości. Operacja wtorkowa odwołana ze względu na słabe wyniki.
Od razu poszłam do dzieciaczków, pielęgniarka po raz pierwszy pozwoliła mi dotknąć Jasia. Pomyślała, że naprawdę jest już źle skoro bakterie, które mam na sobie już nie są tak ważne. Oczekiwałam najgorszego. Serce bolało niewyobrażalnie.
Po obchodzie ponownie udałam się do lekarzy. Na szczęcie okazało się, że wylewy u obu kruszynek się nie pogłębiły. Zuzia – II na III, Jaś – III. Pisze na szczęście, bo każda informacja o stanie zdrowia bliźniaków, jeśli nie jest gorsza od poprzedniej, daje mi nadzieje. Mimo ze w pełni zdaje sobie sprawę jak ciężki jest ich stan, staram się odnajdywać namiastkę pozytywów, choć w sytuacji jakiej jestem ja i moje dzieciątka nie ma nic pozytywnego. Staram się jednak wierzyć, że stanie się cud i wszystko dobrze się skończy. Tylko to mnie utrzymuje przy zdrowych zmysłach.
Z dzisiejszego dnia jeszcze - Jaś miał prztaczane osocze, a w nocy krew. Ma założone chirurgicznie centralne wkłucie, bo jego kruche naczynka nie wytrzymują kolejnych kłuć i pękają.

Doba 14

Jadąc do szpitala czułam ogromny strach – zresztą jest tak codziennie – przed tym, co usłyszę od lekarzy, czy coś się wydarzyło w nocy, czy stan się nie pogorszył…bałam się bardzo, szczególnie o Jasia, który wczoraj miał zabieg. Na szczęście z Jasiem ok (ok. znaczy że nie gorzej). po osoczu i krwi wyniki lekko się poprawiły. Jednak z Zuzia znowu nie ciekawie – w nocy wystąpił krwotok w płucach – tak zrozumiałam lekarza. Konieczna transfuzja osocza i krwi. Mam nadzieję że po operacji serduszek w czwartek wszystko pójdzie do przodu, w dobrą stronę.

To już 2 tygodnie.

poniedziałek, 9 sierpnia 2010

i grom z jasnego nieba

po przyjezdzie do szpitala natychmiast udalismy sie na oddzial pogotowia ratunkowego(tzn. musialem wziasc wozek i przewiezc anite,bo ona nie byla juz w stanie praktycznie chodzic).panie dokonujace pierwszych ogledzin musialy juz chyba wiedziec co sie swieci.do mnie to jeszcze nie docieralo.szybko podpisalem odpowiednie dokumenty i pojechalismy na oddzial ginekologiczno-polozniczy.dopiero wtedy zaczynalem zdawac sobie powoli sprawe,co tak naprawde sie dzieje.
   anita zostala wwieziona do pokoju,gdzie wszedl takze ordynator oddzialu.ja pozostalem na korytarzu.stres jaki wtedy przezywalem byl naprawde duzy.wtedy jeden z najwiekszych,jesli nie najwiekszy w moim zyciu.mialo sie jednak okazac,ze najgorsze przed nami...po kilku minutach anita zostala wywieziona i z pchajaca wozek pielegniarka udaly sie na sale porodowa.nawet nie jestem sobie teraz w stanie przypomniec,czy zdazylismy zamienic jakies slowo.wstalem i poszedlem na gumowych nogach do ordynatora.to, co od niego uslyszalem sprawilo,ze na chwile ziemia odjechala mi spod stop.oznajmil mi,ze anita rodzi.porod jest juz praktycznie w trakcie.a co najgorsze,malenstwa nie maja szans na przezycie.ze dzieci urodzone w tym tygodniu skazane sa na porazke w walce o przetrwanie.spytalem,czy anita tez o tym wie.ordynator przytaknal.byla godz. ok. 3.00.
   poszedlem do pomieszczenia,gdzie staly krzeselka i stoliki.usiadlem.przez okolo dwie godz. czekalem,slyszac wszystkie odglosy z sali porodowej.spytalem,czy moge byc z anita,jednak jedna z pielegniarek stwierdzila,ze to niemozliwe.w mojej glowie klebily sie tysiace mysli.uwierzcie,w takiej chwili czlowiekowi,bedacemu w tak ogromnym stresie przychodza do glowy najczarniejsze mysli i skojarzenia.nie mozliwe dla mnie bylo myslec pozytywnie.same czarne scenariusze.w miedzyczasie kilka razy wchodzil i wychodzil ordynator,rzucajac zdawkowe informacje.o 4.30 urodzil sie jasiu.kolo mnie przeszla pielegniarka z zawinietym malenstwem.nie uslyszalem zadnego dzwieku,nie zdazylem zobaczyc chocby kawaleczka mojego synka.pielegniarka poszla natychmiast przeniesc go do inkubatora.10 minut pozniej pielegniarka wyniosla zuzie.spytala,czy chce zobaczyc dzieciaki?niech o poziomie mojego stresu,strachu i czego tam jeszcze swiadczy fakt,ze w pierwszym odruchu powiedzialem ze nie.myslalem,ze anita ich nie widziala,i ze jesli umra,to lepiej by bylo,zebysmy ich nie widzieli.pozniej okazalo sie,ze anita widziala zuzie.malo tego,ze polozyli  ja na chwile na niej.a zatem pani pielegniarka mnie przekonala,i po kilku minutach poszedlem na sasiedni oddzial zobaczyc moje dzieci.jakaz byla moja radosc gdy zobaczylem te dwa slodkie malenstwa!po chwili jednak niepokoj i defetystyczne mysli wywolane przez ordynatora i po czesci pilegniarki wziely gore.wyobrazcie sobie,jak bardzo te zle mysli zalegly sie w mojej glowie,ze malenstwa umra,ze w tamtych chwilach niemal uwazalem je za martwe.a przeciez one zyly!widzialem je na wlasne oczy.
   ktos moze pomyslec,dlaczego do nikogo nie zadzwonilem.czemu nikomu nie dalem znac,zeby spedzil ze mna te trudne chwile.nie wiem,wtedy postanowilem,ze tak bedzie najlepiej.z mojej perspektywy postapilem slusznie.moglem zadzwonic do mojej mamy,do taty anity.doszedlem do wniosku,ze nie ma co ich po nocach ciagac.nad ranem zajalem sie powiadamianiem.
   po powrocie od dzieciakow okazalo sie,ze za niedlugi czas bede mogl wejsc do anity.celowo opisuje tutaj bieg zdarzen tylko z mojej perspektywy.mozecie sie chyba domyslic,co w tm samym czasie przezywala moja kochana zona.ale o tym byc moze w najblizszym czasie opowie ona sama,jesli tylko bedzie chciala.a wiec wszedlem w koncu do niej i siedzialem przy jej lozku ok.godzinki.w miedzyczasie pojawily sie kolejne panie do porodu i musialem wyjsc.anita zostala jeszcze,by dokonczyc pobieranie zaczetej kroplowki.w miedzyczasie ja poinformowalem tate anity(a wlasciwie jej brata,bo tata nie odbieral, o calej sytuacji).po ok. 30 min. pielegniarka wywiozla ja i chyba wtedy oboje pojechalismy raz jeszcze zobaczyc malenstwa.pozniej przetransportowalismy anite do malej,jednoosobowej sali na koncu oddzialu polozniczego.pozegnalismy sie,a ja pojechalem do mamy,by przekazac (sam nie wiedzialem wtedy,dobra czy zla) nowine.

a oto nasze maluchy w 1ym dniu po urodzeniu.

JANEK
ZUZIA
                                                                                 

trzesienie ziemi

w weekend poprzedzajacy kolejna wizyte,oraz ewentualny wyjazd anita zaczela odczuwac niewielkie bole brzucha.sknsultowala sie z lekarzem,ktory zalecil odpowiednie leki i postanowil,ze podczas srodowej wizyty zrobi dokladne badania,aby sprawdzic,czy dzieje sie cos niepokojacego.podczas kolejnych dwoch dni bole momentami dawaly o sobie znac,aczkolwiek nie byly specjalnie niepokojace.anita zakladajac jednak mozliwy pobyt w szpitalu po wizycie kontrolnej skompletowala wszystkie potrzebne rzeczy i spakowala do torby.ot taka kobieca przekora...w poniedzialek nosila sie nawet z zamiarem wyjazdu do poznania juz we wtorek(bo tam mielismy naszego lekarza prowadzacego),ale jakos stanelo na tym,ze pojedziemy jednak zgodnie z wczesniejszymi planami.wyjazd nad morze zostal przelozony do czasu,gdy okaze sie,ze bedzie mozliwy i wskazany.wtorek przebiegl podobnie jak poprzedzajace go dni
   poznym wieczorem bole zaczely sie nasilac.stawaly sie coraz bardziej dokuczliwe,lecz caly czas jeszcze nie niepokojace na tyle,by powziac jakies szczegolne srodki bazpieczenstwa.w okolicach polnocy sytuacja sie zaostrzala.zaczelismy dyskutowac,czy anita powinna trafic do naszego szpitala.byla temu niechetna,zakladajac,ze u nas podadza jej tylko leki przeciwbolowe i niepotrzebnie zatrzymaja,uniemozliwiajac wizyte kontrolna.w miedzyczasie zdazylem jeszcze porozmawiac z przyjacielem lekarzem,ktory wiedzialem,ze ma dyzur i moge do niego tak pozno zadzwonic.
   ok.2 w nocy anita miala tak silne bole,ze trzeba bylo podjac decyzje.szybko sie ubralismy,wzielismy potrzebne dokumenty,spakowana torbe anity i pojechalismy do szapitala..

prolog

od czego by tutaj zaczac,hm?moze od tego,jak bardzo cieszylismy sie z Anita (moja zona)z faktu,iz w koncu bedziemy miec upragnione potomstwo.a moze od tego,ze juz niebawem okazalo sie,iz beda to blizniaki.a moze wreszcie od tego,jak po niedlugim czasie dowiedzielismy sie,ze zostaniemy rodzicami chlopca i dziewczynki.po pierwszym szoku doznanym na wiesc o blizniakach nasze serca zaczela wypelniac radosc.zaczelismy dostrzegac prawdopodobne dobre strony bycia rodzicami dzieci w tym samym wieku.ach ten  instynkt samozachowawczy!zacazelismy myslec o kupnie odpowiednio duzego auta(wiadomo-podwojny wozek:-),o odpowiedniej aranzacji naszego mieszkania.przeciez rodzina miala sie powiekszyc dwokrotnie!i o wielu innych mniej lub bardziej istotnych rzeczach zwiazanych z zaistniala sytuacja.niestety dosc szybko okazalo sie,ze podwojna ciaza,to takze oprocz podwojnego szczescia, niejednokrotnie podwojne problemy.juz na samym wstepie nasz lekarz prowadzacy(a wlasciwie mojej zony:-)zaznaczyl,ze ciaza mnoga nalezy do grupy CIAZY ZAGROZONYCH.z tego tez wzgledu,czesciej niz przy jedynakach musielismy odbywac wizyty.kazda kolejna byla dla nas jednak radoscia i przyblizeniem do pojawienia sie maluchow na swiecie.kolejne badania usg przynosily wiesci o szybkim wzroscie i dobrej kondycji naszych fasolek.takze szczesliwa mama po srednich pierwszych miesiacach zaczynala czuc sie coraz lepiej.jedynie powiekszajacy sie brzuszek zaczynal powoli dawac o sobie znac.
       zapomnialem powiedziec,ze w miedzyczasie o naszym podwojnym szczesciu dowiedziala sie cala rodzina oraz znajomi.gratulacjom ustrzelenia dubletu nie bylo na poczatku konca.kilka osob staralo sie nam wmowic,ze "teraz to dopiero sie zacznie",ale my z takich komentarzy nic sobie nie robilismy.
       przed rozpoczeciem 20 tyg. ciazy anita zaczela odczuwac pierwsze ruchy maluchow.szczegolnie janek zdawal sie w tym brylowac.smialismy sie,ze ma po tatusiu pilkarsie nozki:-).ok. 20 tyg. zrobilismy dokladne tzw. usg polowkowe.moglismy zobaczyc glowki,nozki,raczki a nawet twarzyczki naszych pociech.wszystko bylo w jak najlepszym porzadku.z panem doktorem umowilismy sie na nastepna wizyte za ok. 2 tyg.,a sami zaczelismy planowac wyjazd nad morze.ja mialem 2 tyg. urlopu,a anita czula sie na tyle dobrze,zeby myslec jeszcze o ostatnim wiekszym wyjezdzie i odpoczynku przed porodem.zblizal sie 24 tydzien ciazy.